Ofiary "Skorpiona"
![]() |
Krzysztof Gawlik - fot/PAP Adam Hawałej |
Następnego dnia do Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu na
przesłuchanie trafił opiekun ofiary Tomasz K, który z niewyjaśnionych przyczyn
popełnił samobójstwo skacząc z okna budynku komendy. Przypuszczać można, że nie
wytrzymał presji przesłuchujących go policjantów.
9 lutego, zaledwie trzy dni po zabójstwie Sylwii L dokonano
kolejnego morderstwa w podobny sposób. Tym razem w mieszkaniu przy ul.
Piłsudskiego we Wrocławiu odnaleziono zwłoki 33-letniej Ukrainki Lesji H i jej
opiekuna 29-letniego Tomasza S. Działanie
oprawcy było takie samo co w przypadku zdarzenia w Poznaniu. Na zamieszczony
anons odpowiedział zabójca i umówił się z ofiarami w mieszkaniu. Kobieta
została zastrzelona. Na jej ciele znaleziono ślady po pięciu kulach oraz próby
duszenia. Natomiast mężczyzna miał poderżnięte gardło, kilka ran kłutych w
okolicach brzucha i trzy rany postrzałowe.
Na kolejne morderstwa nie trzeba było długo czekać. Na
ogłoszenie w gazecie dotyczące kupna auta odpowiedziało małżeństwo Jana i
Barbary K z Wrocławia. Zabójca umówił się i zastrzelił z zimną krwią swoje
ofiary. W ciele kobiety znaleziono sześć ran postrzałowych, a u mężczyzny
cztery.
Ofiar zapewne byłoby znacznie więcej gdyby nie przypadek.
Pod koniec marca 2001 roku we Wrocławiu mężczyzna spowodował kolizję będąc pod
wpływem alkoholu uciekając z miejsca zdarzenia. Policji udało się zatrzymać
sprawcę, a podczas przeszukiwania pojazdu znaleziono walizkę. Funkcjonariusze
zrobili wielkie oczy, gdy po otwarciu walizki oczom ich ukazał się pistolet
maszynowy typu Skorpion z tłumikiem. Dokładnie taką bronią posługiwał się
zabójca pięciu osób. Policjanci nadali mu dlatego pseudonim Skorpion.
Mordercą okazał się 37-letni Krzysztof Gawlik, który urodził
się w 1965 roku w Świerczynie. Pochodził z rodziny robotniczej. Matka zajmowała
się domem, a ojciec był górnikiem. Syn poszedł w ślady ojca i do 1994 roku
pracował w wałbrzyskiej kopalni „Julia”. Po jej zamknięciu prowadził
działalność gospodarczą. Niestety nie szło mu w biznesie i musiał zrezygnować z
prowadzenia interesu. Firma generowała same straty i miała prawie 100 tyś.
długu. W 2000 roku został oskarżony o udział w wymuszeniach i rozbojach. Sąd
jednak zamienił mu areszt na poręczenie majątkowe. Następnie w 2001 roku
rozpoczął swoją morderczą działalność.
Krzysztof Gawlik działał w sposób bardzo brutalny. Obrażenia, które zadawał były po to by ofiara cierpiała, a morderca miał satysfakcję. Za każdym razem oddawał ostatni strzał w tył głowy by mieć pewność, że zabił. Sam twierdził podczas procesu, że „Zabijał, ponieważ lubi patrzeć jak umierają ludzie”.
Krzysztof Gawlik działał w sposób bardzo brutalny. Obrażenia, które zadawał były po to by ofiara cierpiała, a morderca miał satysfakcję. Za każdym razem oddawał ostatni strzał w tył głowy by mieć pewność, że zabił. Sam twierdził podczas procesu, że „Zabijał, ponieważ lubi patrzeć jak umierają ludzie”.
Sąd oskarżonemu wymierzył karę dożywotniego więzienia. O przedterminowe zwolnienie będzie mógł ubiegać się po 50 latach spędzonych w areszcie. Jednak Krzysztof Gawlik w 2004 roku wysłał pismo do Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu rezygnując z apelacji. W takim przypadku odebrał sobie szanse na prawo do kasacji wyroku.
Skazany w listopadzie 2004 roku został przyłapany na próbie
ucieczki z wołowskiego więzienia. W jego celi znaleziono podczas kontroli
dziurę, którą wyżłobił za pomocą pręta od łóżka.
Dla takiego sukinsyna tylko KARA ŚMIERCI! Największą głupotą było jej zniesienie ale zawsze można ja przyrwócić
OdpowiedzUsuńNiech zdycha bydlak w więziennych murach i oby każdy z kolejnych mijanych dni był dla chuja udręką.
OdpowiedzUsuń