poniedziałek, 5 listopada 2012

Krzysztof Gawlik - Polski seryjny morderca



Ofiary "Skorpiona"


Krzysztof Gawlik - fot/PAP Adam Hawałej
Wieczorem 6 lutego 2001 roku w jednym z mieszkań przy ul. Głogowskiej w Poznaniu znaleziono zwłoki 18-letniej Sylwii L. Makabrycznego odkrycia dokonała koleżanka ofiary. Nieoficjalnie wiadomo było, że obie kobiety trudniły się prostytucją, a swoje usługi oferowały klientom w lokalnych ogłoszeniach prasowych. Morderca umówił się na spotkanie ze swoją ofiarą w jej mieszkaniu. Będąc na miejscu oddał dwa strzały, jeden w serce, a drugi w głowę. Kobieta zmarła na miejscu.

Następnego dnia do Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu na przesłuchanie trafił opiekun ofiary Tomasz K, który z niewyjaśnionych przyczyn popełnił samobójstwo skacząc z okna budynku komendy. Przypuszczać można, że nie wytrzymał presji przesłuchujących go policjantów.

9 lutego, zaledwie trzy dni po zabójstwie Sylwii L dokonano kolejnego morderstwa w podobny sposób. Tym razem w mieszkaniu przy ul. Piłsudskiego we Wrocławiu odnaleziono zwłoki 33-letniej Ukrainki Lesji H i jej opiekuna  29-letniego Tomasza S. Działanie oprawcy było takie samo co w przypadku zdarzenia w Poznaniu. Na zamieszczony anons odpowiedział zabójca i umówił się z ofiarami w mieszkaniu. Kobieta została zastrzelona. Na jej ciele znaleziono ślady po pięciu kulach oraz próby duszenia. Natomiast mężczyzna miał poderżnięte gardło, kilka ran kłutych w okolicach brzucha i trzy rany postrzałowe.

Na kolejne morderstwa nie trzeba było długo czekać. Na ogłoszenie w gazecie dotyczące kupna auta odpowiedziało małżeństwo Jana i Barbary K z Wrocławia. Zabójca umówił się i zastrzelił z zimną krwią swoje ofiary. W ciele kobiety znaleziono sześć ran postrzałowych, a u mężczyzny cztery.

Ofiar zapewne byłoby znacznie więcej gdyby nie przypadek. Pod koniec marca 2001 roku we Wrocławiu mężczyzna spowodował kolizję będąc pod wpływem alkoholu uciekając z miejsca zdarzenia. Policji udało się zatrzymać sprawcę, a podczas przeszukiwania pojazdu znaleziono walizkę. Funkcjonariusze zrobili wielkie oczy, gdy po otwarciu walizki oczom ich ukazał się pistolet maszynowy typu Skorpion z tłumikiem. Dokładnie taką bronią posługiwał się zabójca pięciu osób. Policjanci nadali mu dlatego pseudonim Skorpion.

Mordercą okazał się 37-letni Krzysztof Gawlik, który urodził się w 1965 roku w Świerczynie. Pochodził z rodziny robotniczej. Matka zajmowała się domem, a ojciec był górnikiem. Syn poszedł w ślady ojca i do 1994 roku pracował w wałbrzyskiej kopalni „Julia”. Po jej zamknięciu prowadził działalność gospodarczą. Niestety nie szło mu w biznesie i musiał zrezygnować z prowadzenia interesu. Firma generowała same straty i miała prawie 100 tyś. długu. W 2000 roku został oskarżony o udział w wymuszeniach i rozbojach. Sąd jednak zamienił mu areszt na poręczenie majątkowe. Następnie w 2001 roku rozpoczął swoją morderczą działalność.

Krzysztof Gawlik działał w sposób bardzo brutalny. Obrażenia, które zadawał były po to by ofiara cierpiała, a morderca miał satysfakcję. Za każdym razem oddawał ostatni strzał w tył głowy by mieć pewność, że zabił. Sam twierdził podczas procesu, że „Zabijał, ponieważ lubi patrzeć jak umierają ludzie”.

Sąd oskarżonemu wymierzył karę dożywotniego więzienia. O przedterminowe zwolnienie będzie mógł ubiegać się po 50 latach spędzonych w areszcie. Jednak Krzysztof Gawlik w 2004 roku wysłał pismo do Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu rezygnując z apelacji. W takim przypadku odebrał sobie szanse na prawo do kasacji wyroku.
Skazany w listopadzie 2004 roku został przyłapany na próbie ucieczki z wołowskiego więzienia. W jego celi znaleziono podczas kontroli dziurę, którą wyżłobił za pomocą pręta od łóżka.

Dożywocie dla mordercy studentki z Wrocławia



Studentka z Wrocławia


Dorian R i Marcin P. - fot. PAP / Adam Hawałej
23 marca 2001 roku z jeziora w Leśnicy wyłowiono zwłoki  21-letniej studentki Doroty J.  Ciało dziewczyny przypadkowo znalazł przechodzący pracownik budowlany tydzień po jej zaginięciu. Już wstępne oględziny ciała wykazywały, że najpierw została brutalnie zgwałcona, a następnie kilkakrotnie raniona ostrym narzędziem.

Dorota J. była studentką I roku Wyższej Szkoły Zarządzania i Marketingu we Wrocławiu. Mieszkała w akademiku. Prawie codziennie pracowała w jednym z barów, dzięki czemu mogła opłacać czesne.

W czwartek 15 marca 2001 roku wraz ze swoimi znajomymi wybrała się do klubu muzycznego „Radio Bar” mieszczącego się przy ul. Rynek 48 we Wrocławiu. Tam też  widziano ją po raz ostatni.

W wyniku śledztwa ustalono, że po północy do baru weszło trzech młodych mężczyzn.  Dziewczyna widocznie wpadła im w oko, ponieważ dużo razem rozmawiali. Około godziny czwartej nad ranem towarzystwo zaczęło się rozchodzić. Dorota J. wyszła ostatnia z dyskoteki i ślad po niej zaginął.

Po przesłuchaniu jednej z koleżanek Doroty J. policja ustaliła z kim tego wieczoru bawiła się denatka. Z zeznań wynikało,  że mężczyzna przy barze, z którym rozmawiała Dorota, miał rzadko spotykane imię – Dorian. To doprowadziło śledczych do Doriana Ruszkowskiego.

13 maja 2002 roku Policja zatrzymała Doriana R., a 26 czerwca 2003 dwóch jego kompanów Marcina P. i Mariusza N. podejrzanych o zgwałcenie i zamordowanie Doroty J. Wkrótce po zatrzymaniu Mariusz N. popełnił samobójstwo w więziennej celi.

Policjanci trafili na grupę Polaków, trudniących się na terytorium Niemiec zmuszaniem kobiet do prostytucji. Okazało się, że szefem grupy był Dorian R., który był już poszukiwany przez polską policję za napad, ale uciekł do Niemiec.

Ustalono, że w marcu 2001 r. trzej mężczyźni przyjechali do Wrocławia i bawili się w "Radio Barze". Dorota spotkała tam kolegę Mariusza N, który zaprosił ją do stolika, przy którym siedzieli Dorian R. i Marcin P. Spędziła z nimi resztę wieczoru. Kiedy dziewczyna wychodziła nad ranem z baru oprawcy zaproponowali, że odwiozą ją do domu. Niestety zamiast do swojego domu trafiła do domu Doriana R. na peryferiach Wrocławia. Tam wielokrotnie została zgwałcona, bita po twarzy. Dorota J. próbowała uciec z mieszkania tłukąc szybę i wyskakując przez okno na mróz całkiem naga.

Niestety mężczyźni byli szybsi doganiając dziewczynę. Zaprowadzili ją z powrotem do domu i dalej się nad nią znęcali. Bili ją pięściami i cięli szkłem po szyi. Później zaprowadzili do łazienki, spłukali prysznicem i znowu gwałcili. Na koniec pomogli jej się ubrać i wywieźli nad staw w Leśnicy. Tam nadal ją bili, kopali i zadawali ciosy nożem. Po czym wrzucili do stawu i uciekli z miejsca zbrodni.

Dorian Ruszkowski został skazany na dożywocie. O warunkowe zwolnienie z więzienia będzie mógł starać się najwcześniej za 35 lat. Wspólnik tej zbrodni, Marcin Piecyk, skazany na 25 la więzienia, o wyjściu zza krat może myśleć po 20 latach izolacji.